niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 4


    -Lilo, wstawaj!- warczała Mo, próbując mnie wybudzić z tak pięknego snu, ugh!
-No, chwilka- mruknęłam zaspanym ochrypłym głosem obracając się na drugi bok i spałam dalej
-Jesteś stanowczo za leniwa, Lili- zwróciła mi uwagę, przyjaciółka, wyrywając mi kołdrę z rąk w wyniku czego spadłam na ziemie, leniwie wstałam z podłogi i zerknęłam na nią, która śmiała się jak świnia- Już wstałam cieszysz się!- warknęłam, zawsze jak ktoś mnie budzi jestem zmierzła
-TAK!-krzyknęła i zaśmiała się jeszcze głośniej jak mniemam z mojej zdenerwowanej miny, przynajmniej taką chciałam przybrać, chyba mi nie wyszło, słysząc wołanie chłopaków zeszłyśmy na dół, szybko usiadłam na kanapę bo było jedno wolne miejsce, które ja zajęłam nie pozwalając Mo usiąść, uśmiechnęłam się do niej wrednie, i spytałam co się stało bo przepraszam bardzo, ale nikt nie budzi nikogo o 5.00 h.
- Chodzi o to, że ciocia dzwoniła i powiedział, że wolne miejsce na pogrzeb jest tylko jutro lub za trzy tygodnie a jako, ze wolimy mieć to już za sobą wybraliśmy jutro- odparł Ash, kiwnęłam głową
-A o której?-spytałam, ja tam bym wolała by pogrzeb był za trzy tygodnie ale ja to ja wolę odkładać wszystko na później.- A Harry wie?-dodałam ciekawa tego co mi odpowiedzą.
-Tak wie a pogrzeb będzie równo o 16.00 i jeszcze będzie jego ojczym mama i Gemma. Sąd zgodził się na to iż zamieszkasz z nami bo tata podobno napisał w testamencie o tym, zgodził się jak spotkamy się z nimi to sprawdzimy czy serio jesteśmy rodzeństwem umówiłem już nas na spotkanie rodzinne- powiedział Luke dość formalnym tonem, pokiwałam głową i poszłam przebrać się w cos innego niż pidżama. Gotowa zeszłam i przysłuchiwałam się rozmowie chłopaków jeśli dobrze zrozumiałam to chodziło o to kiedy jadą w trasę i czy biorą nas ze sobą, w sumie ja i mój leń wolimy zostać w domu. Podeszłam do siedzącej Mo i zauważyłam, że gdy zajęłam miejsce obok niej to przysunęła w moją stronę kanapki, popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem
-Co? Jedz-rozkazała wiedząc o co mi chodzi, co? Nie będę tego jadła, pomyślałam
-Przecież i tak potem zwymiotuję- odparłam pewnym głosem, wiedziałam, ze tak będzie , zawsze jest
-Już ja o to zadbam, żeby tak nie było, jedz-powtórzyła i chciała zacząć mnie karmić, ale nie pozwoliłam jej na to sama zaczęłam jeść, co raczej nie można było tego tak nazwać, nie czułam smaku. Dla kogoś było by to coś dające siłę radość , dla mnie to po prostu coś nie potrzebnego, coś co nie daje mi kompletnie nic, ani przyjemności ani satysfakcji nic po prostu jest. Wolałabym być chora niż gruba, ta dla niektórych do dziwne dla mnie normalne. Zjadłam całe dwie kanapki i poczułam się okropnie, jak mogłam to zrobić, Mo odeszła na chwilę powiedziała chłopką, że na spacer szczerze nie wierzyłam jej, mówiła mi, że jak żyletki trzyma zawsze w kieszeni torebki i jak chodzi na spacery to zamyka się w jakimś kiblu w sklepie i tnie się, to nawet dobry patent, ale puki co ja nie muszę się chować bo chłopaki myślą, ze już tego nie robię bo w sumie już od jakiegoś czasu nie tknęłam żyletek, ale dobre czasy tak szybko jak przychodzą tak też odchodzą. Weszłam do łazienki którą dzieliłam z Mo. Tak jak myślałam żyletki leżały w szafeczce obok lustra, było ich pełno wzięłam jedną z nich, oparłam się o wannę. Trzymając w ręce szare ostrze nacinałam małe kreski na drobnym nadgarstku, popatrzyłam na siebie w lustrze a mała łza spłynęła po moim ciepłym policzku, nienawidziłam siebie całego mojego ciała, byłam grubą wstrętną świnią przynajmniej za taka się oceniałam, podwinęłam bluzkę i nacięłam delikatnie swój gruby brzuch, krew lała się po całej bluzce i nadgarstku, więcej łez spłynęło po mym policzku. Niespodziewanie drzwi otworzyły się a w nich stanął Mike, podszedł do mnie i agresywnie wyciągnął żyletkę z mojej ręki zaczął tamować krew z ran i obwinął je bandażem, za każdym razem gdy chciałam się odezwać on nie pozwolił mi otworzyć nawet ust uciszając mnie przy tym. Posadził mnie na toalecie i popatrzył na mnie smutno -Czemu to robisz?-spytał pozwalając mi się odezwać, trzymał moją rękę w swojej
-To trudne..-zaczęłam a on kiwnął głową ponaglając mnie więcej łez spłynęło po policzku a on je szybko wycierał ściskając mocniej moją dłoń- Tnę się mam po prostu wiele problemów chłopaki wiedzą ale myślą, ze już tego nie robię więc błagam cię nie mów im o tym, nie chcę ich martwić-powiedziałam delikatnie drżącym głosem on kiwnął zgadzając się z moja perspektywą, zeszliśmy do swoich pokojów podwinęłam rękawy i zaczęłam płakać, po prostu płakać, przez to wszystko poszłam na spacer nikomu nic nie mówiąc dochodziła 15.00h a ja wciąż szwendałam się po parku, do którego często przychodziłam z tatą i z chłopakami jak byliśmy młodsi, usiadłam na ławce, podszedł do mnie jakiś brunet siadając obok mnie, patrzył na mnie, a ja wytarłam w ciąż spływające łzy
-jak masz na imię?-spytał mnie nieznajomy uśmiechając się do mnie szczerze
-Lili a ty?-spytałam odwzajemniając jego uśmiech, mój niestety był mniej szczery
-Piter a ty jesteś smutna, co jest?-spytał Pit a ja kiwnęłam przecząco głową on chyba zrozumiał co jest bo zaczęliśmy rozmawiać o czymś innym nagle mój telefon zawibrował a ja przeczytałam wiadomość od Luke'a, cholera!

"Gdzie ty jesteś?!"

"W Londynie"

"Ha ha wracaj"

Tak jak napisał tak zamierzałam zrobić wymieniłam się numerami z nowo poznanym chłopakiem i poszłam do domu, weszłam spotykając zdenerwowane wzroki chłopaków, chciałam się jakoś wytłumaczyć ale uprzedził mnie Mike mówiąc, że on wiedział gdzie idę, podziękowałam mu a on tylko się uśmiechnął, jest ominęłam karę. Usiedliśmy na kanapie a Mo powiedziała, ze musi mi coś pokazać, podała mi zwój telefon a ja ujrzałam mrożącą krew w żyłach wiadomość

"To co skarbie powtórka z rozrywki? Serio myślałaś, że mi uciekniesz?
                                                                                    Tatuś "

-Mówiłaś bratu?-spytałam a ona kiwnęła to było serio przerażające że musiał coś takiego przechodzić, co za człowiek, masakra, mój telefon ponownie zawibrował, ukazując wiadomość od

"Co tam Liluś?
              Pit xx"

"Spoko, Pit
               Lilo"

Naglę w lesie coś się ruszyło a ja zaczęłam przypatrywać się osobie, naglę pokazałam go Mo a ona odparła przerażona, że to jej ojciec, chwilę później jedyne co mogłam ujrzeć to ciemność
-Lili?- obok mnie pojawili się bracia i Mo, później straciłam przytomność.

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 3

                    
             Obudziłam się o 6.05 ciekawe o której jedziemy, pomyślałam kontem oka spoglądając czy chłopaki jeszcze śpią, raczej nie ponieważ nie zauważyłam ich w pokoju. Zeszłam na dół rozglądając się za braćmi, siedzieli na kanapie w salonie- Czy coś się stało?-spytałam zauważając ich przybite miny, mimo że nie widzieliśmy się od jakiegoś czasu wiedziałam że do rannych ptaszków to oni nie należą-Dzisiaj dokładnie godzinę temu zadzwoniła ciocia pytając się co z pogrzebem odpowiedzieliśmy że na razie o tym nie myśleliśmy na to ona że pogrzeb odbędzie się we worek czyli za tydzień i dwa dni.-odparł Luke starając się wytłumaczyć mi wszystko w jak najprostszy sposób. Mimo, że tata umarł wczoraj to ten smutek nadal trzyma każdego z nas, w sumie co się dziwić każdy normalny po stracie tak bliskiej osoby na pewno by się załamał, wolałam zapomnieć o tym wszystkim niż, aby to wszystko nadal siedziało mi w głowie, to były smutne wspomnienia osoby której tak kochałam.-O której?-spytałam drążąc ten temat dalej -O 16.30-odrzekł Ash, kiwnęłam głową na potwierdzenie jego słów, usiadłam w fotelu na którym najczęściej przesiadywał tata z gazetą w ręce, przypominając sobie o siedzącym tacie na fotelu, na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. -Zastanawialiście ię kiedyś jakby się to wszystko potoczyło gdybyśmy znali Harrego a on nas?-spytałam myśląc o tym na nowo - Nie, jednak wiele razy myślałem co by było gdybyśmy mieszkali razem-przyznał Luke.-Macie morze do niego numer?-spytałam niepewnie
-Tak tata nam podawał, chcesz zadzwonić?-spytał Ashton, podając mi swój telefon, kiwnęłam.
Pierwszy sygnał, drugi..
-Halo-odezwał się zachrypnięty głos należący do mojego brata
-Hej! Nazywam się Lili, Lili Irwin a ty jesteś Harry, Tak?-spytałam w duchu śmiejąc się sama z siebie.-Tak-odparł lekko zdenerwowany- a więc masz prawdziwego tatę?-jeszcze większa idiotka
-Czemu niby miałbym ci to niby powiedzieć, hmm?-spytał nerwowo
-No bo najprawdopodobniej jestem twoją siostrą we wtorek za tydzień jest pogrzeb mojego taty przyjedź z mamą to dowiemy się prawdy-powiedziałam wyraźnie naciskając czerwoną słuchawkę aby nie mógł odmówić. Ugh!-Wierz że zrobiłaś z siebie totalną idiotkę?-spytał roześmiany Luke
-Nie, ja tylko stawiłam czoła problemom, czego nie można powiedzieć o tobie.-powiedziałam zaczynając się śmiać a chłopaki razem ze mną. Pierwszy raz poczułam się tak dobrze mimo tych okoliczności.-Jest już 7.03 a na 14.00 musimy już być w *Londynie- poinformował mnie Ash.
-Dobra to pójdę się przebrać-i poszłam do mojego już starego pokoju, będę tęsknić za tymi czteroma ścianami które były przymnie nie w jednym problemie.Wciągnęłam na siebie.
Gotowa zeszłam na dół, mimo że każdy mówił ze mój mały rozmiar stopy nie pasuje do glanów, nadal je nosiłam z dumom robiąc na przekór każdemu kto tak myślał. Wciągnęłam za sobą walizki
stawiając je przy aucie, wsiadając do niego. Usiadłam wygodnie na tylnym siedzeniu słuchając w słuchawkach the pheonix. Zasypiając w rytm piosenki mojego ulubionego zespołu z największym ciachem na czele. Myślami błądząc "co by było gdyby"...



                                                                        *


          Siedziałam sobie na walizce przy drzwiach czekając aż Luke znajdzie pasujące klucze do otworzenia drzwi by wejść. Miał ich chyba z milion każdy mylił mu się z innym. Po długich wyczekiwaniu i namowach ze Ash otworzy drzwi weszliśmy do wielkiego pokoju zwanego również
"salonem".Był on dość spory urządzony w czarno białych kolorach na kanapie leżały gitary a z boku siedziała perkusja.
Usiadłam na czarnej kanapie, na przeciwko wielkiej białej szafie, nagle drzwi otworzyły się a z nich wyłoniły się trzy postacie -Hej ty musisz być Lili ja jestem Calum a to moja młodsza siostra Mo-przywitał się mulat z dziewczyną, jego siostrą, o podobnym kolorze skóry, usiadła obok mnie później przedstawił się Michael, razem z Mo odeszliśmy w bardziej jak to ona powiedziała, ciche miejsce, do mojego nowego pokoju.
-Zauważyłam twoje cięcia-odparła, byłam zdziwiona, bo nikt sam ich nie zauważał, podwinęła rękawy pokazując mi swoje dość świeże rany, nie jestem sama-pomyślałam.
-Calum wie?-spytałam nie pewnie na co ona kiwnęła delikatnie głową- Czuję że mogę ci zaufać nigdy się tym nie chwaliłam ale powiem ci, pewnie się dziwisz dlaczego mieszkam z chłopakami? A zatem mój ojciec mnie bił i gwałcił, to było coś strasznego, brat jak się dowiedział to zabrał mnie do siebie- odparła delikatnie drżącym głosem, było mi jej szkoda bo jakie dziecko, jaki człowiek zasługuje na takie piekło zamiast życia?- Przykro mi-tylko na dyle było mnie stać
-Nie potrzebnie, to już minęło- powiedziała smutno. Postanowiłam wyjawić jej swój sekret
-Obiecaj że nikomu nie powiesz-powiedziałam -Obiecuję-przysięgła.
-Jesteś drugą osobą, która wie, jestem anorektyczką, ty i mój tata-mruknęłam- Chłopaki wiedzą tylko o cięciu więc błagam nie mów im o tym-poprosiłam.
-Przecież obiecałam- powiedziała uśmiechając się do mnie smutno.-Przykro mi, to powiedz ile masz lat-szybko zmieniła smutny dla nas temat, za co byłam jej wdzięczna- Dokładnie to trzynaście i pół a ty?-ponowiłam jej pytanie, tym razem do niej- Dokładnie to czternaście i pół a jeszcze dokładniej to za trzy miesiące piętnaście- powiedziała z duma- Zazdroszczę- powiedziałam na co ona zaśmiała się
-Cieszę się ze cię poznałam- odparła- Ja też się cieszę że cię poznałam, jesteś niesamowita-odparłam pewna swych słów jest jak anioł, słysząc wołania chłopaków zeszłyśmy na dół sadząc się na krzesłach przy średniej wielkości stole-Jedzcie-powiedział Mike podając nam żółto białą papkę
-żartujesz, prawda?-spytałam z wiarą w oczach- Nie, my idziemy a jak wrócimy to wszystko ma zniknąć- powiedział wskazując na nasze talerze i razem z chłopakami, wyszli.
Zaczęłyśmy wyrzucać to świństwo przez okno, bo w sumie patrząc z innej perspektywy wcale nie zmarnowaliśmy tego, bo wątpię by ktoś to w ogóle ruszył.
Położyłyśmy się na kanapie czekając aż wrócą chłopaki. 22.13h No to ciekawe o której będą?
-Lili pamiętaj ludzie którzy się tną są aniołami nie podoba im się na ziemi wiec poprzez to chcą wrócić do nieba-uśmiechnęła się do mnie smutno ściskając moja dłoń w swojej.
Miałam rację Mo jest jak anioł przez swoje małe ruchy wspiera mnie i wspierać będzie.

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać"

------------

I co jak podoba się Mo?
Nie wiem jak wam dziękować jesteście niesamowici dziękuję za aż 9 komentarzy to coś cudownego jesteście świetni, właśnie przez te komentarze dodałam tak szybko rozdział wiem ze zbytnio nie jest on SZAŁEM ale mam cichą nadzieję że przynajmniej trochę wam się spodobał.
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam to czytania i dalszego komentowania

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 2


         
                  Zrobiłam to, krew ciekła mi po całej ręce, delikatnie przejechałam po ranach i sięgnęłam po biały ręcznik z suszarki i wytarłam je nim, delikatnie syknęłam czując dość mocny ból ale bardziej bolało mnie to co robiłam w środku bo jednak ból to ból można się przyzwyczaić.
-Lili!? Wyjdź!-Ashton- Nie! Jak mogliście?!-krzyknęłam, lecz pod koniec mój głos delikatnie zadrżał
-Nie chcieliśmy...- próbował wytłumaczyć Luke- Jak byście nie chcieli to byście mnie nie zostawili-
powiedziałam podciągając rękawy swetra postanawiając wyjść. Ash i Luke kucnęli by być mojego wzrostu lecz mimo to byłam niższa od nich, przytulili mnie do siebie -Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak nam przykro że zostawiliśmy cie samom z sobą ogromnie nam przykro nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo a co do mamy i Harrego też nam przykro lecz i tak nie mogliśmy ci o tym powiedzieć przykro nam- rozwinął się Ashton zakańczając swój monolog dotykając mnie za nadgarstek delikatnie go ściskając pech chciał ze był to ten z cięciem, próbowałam nie jęknąć lecz parę chwil po tym, małe stęknięcie opuściło moje usta, poczułam jak gorąca czerwona ciecz wsiąka w mój biały sweter. Ściskałam mocno pięści myśląc że to w czymś pomorze, niestety, moje wyobrażenia nie pomogły. -Idę do toalety- poinformowałam ich chcąc odejść, jak najdelikatniej umiałam wyjęłam rękę z dłoni Ash'a. Wolałam nie myśleć co by się stało gdyby zauważyli moje rany mieszczące się na moim nadgarstku chciałam odejść lecz Luke w porę złapał mnie za rękę podciągając rękaw swetra. O kurde!
-Co to jest?!-wydarł się szarpiąc mocno za mój nadgarstek-Luke to boli- szepnęłam a łzy lały się po moich rozgrzanych policzkach już nawet nie wiedziałam przez co płacze czy przez ból czy jeszcze przez coś innego, poluzował swój uścisk.-Możesz odpowiedzieć?-warknął Ash a Luke wytarł spływające po moich policzkach łzy-Czemu to robisz?-spytał spokojniej, zmartwiony brunet
-Mam swoje sprawy, zostawiliście to pomagało mi się pozbierać po tym wszystkim-tłumaczyłam
-Ale to nie powód, mogłaś możesz umrzeć, robisz to nadal?-oj gdybyś tylko wiedział z jakich powodów mogę jeszcze umrzeć, pomyślałam- Tak Luke, robię to nadal.-potwierdziłam jego obawy
-Pakuj się jutro rano jedziemy-poinformował mnie zdenerwowany blondyn i odszedł zostawiając mnie  sam na sam z najstarszym z braci-Przykro mi Lili-powiedział ze słyszalnym zawiedzeniem w
głosie odszedł, zostałam sama ze sobą i moimi problemami. Nigdy do tej pory nie czułam się tak słabo, byłam zła sama na siebie za to że to robię że jestem do dupy ze źle się czuje we własnej skórze że mam mnóstwo problemów i jedyna osoba która morze mi pomóc to ja sama, nigdy nie wiedziałam że w swoim życiu będę polegać na tak słabej osobie jakom jestem ja prosto w twarz mogę przyznać że wszystko jest do dupy ja i cały świat razem ze mną. Nie dam rady spojrzeć prawdzie w oczy. Nie dam rady wygrać z życiem bo w tę grę najczęściej się przegrywa to jak gra w której są tylko przegrani i życie ten kto wygra jest wygranym przegrany zostaje nim do końca.
Zeszłam na dół wyciągnęłam szklankę napełniając ją do połowy wodą, napiłam się odchodząc w stronę swojego pokoju pakując do walizki najbardziej potrzebne rzeczy włączyłam laptopa
umyłam się, przebrałam w piżamę, zasnęłam.
Popatrzyłam na zegarek 4.30 weszłam do pokoju Luke był zrobiony w czarno białym stylu
Wiedziałam że bez rozmowy z chłopakami się nie obejdzie już w drzwiach zauważyłam braci
Luke siedział na łóżku z gitarą w ręce, zawsze to robił jak było mu smutno, grał
Ash siedział w końce wystukując w udo rytm jakiejś piosenki
-Pomożemy ci -zaoferował Luke
-Zbyt często to zaczynałam i przegrywałam-stwierdziłam-nie dam rady-dodałam
-Dasz, tylko od razu na starcie stwierdzasz że  nie dasz- zauważył Ashton
-Próbowałam już wiele razy, rozmowy z psychologiem -zaczęłam wymieniać
-A tata?-spytał Luke
-Co Tata?-spytałam
-Wiedział?
-Tak
-Co?!Czemu ci nie pomógł-naskoczył Ashton
-Próbował, jak każdy
-Nie możesz przestać? To cię zapija!
-To nie takie proste
-Spróbuj
-Nie dam rady
-Obiecaj
-Obiecuję-skłamałam i zasnęłam na kolanach Ash'a .



DZIĘKUJE ZA AŻ TYLE KOMENTARZY!!