poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 9

*Perspektywa Lili*

Obudziłam się w swoim pokoju, najwyraźniej przenieśli mnie tu. Była dziewiąta, musiałam długo spać. Chciałam zejść, ale brak było mi odwagi, byłam pewna, że są na mnie jeszcze źli, cóż im się dziwić. Nie zachowuję się normalnie, tylko jak jakiś chory psychicznie bachor, ach po co się dołować, no nie? Biedny Harry jego, nasza mama... szkoda gadać. Poszłam do łazienki umyłam zęby przebrałam się, zrobiłam to co zrobiłaby każda dziewczyna. Niepewnym krokiem podreptałam do salonu gdzie byli wszyscy, co za wyczucie czasu, Lili.
-Hej-odparłam co zabrzmiało jak pytanie, popatrzyli się na mnie jedni kiwnęli głowami, inni pomachali, ale nikt się nie odezwał, zdziwił mnie ruch Ashton' a, podbiegł do mnie i mocno przytulił, czy, czy on płakał? Chyba tak. Spojrzał na mnie i szepnął najciszej jak potrafił
-Tak mi przykro.
-Nie twoja wina, ja mogłam wam powiedzieć.-odparłam, to na pewno nie była ich wina. Przytulił mnie jeszcze mocniej co zaraz potem zrobił Luke i Harry.
-Co jemy?-spytał nim zdążył się ugryźć w język Ashton-przepraszam-dodał
-Nic nie szkodzi, ale nie wiem czy będę w stanie cokolwiek zjeść-mruknęłam
-zjesz, zjesz-warknął Luke, zmieniając swój ton na ostrzejszy, kiwnęłam zgodnie głową i usiadłam do stołu. Co ja zrobię? Zjeść czy nie zjeść, nie mogę wymiotować,a nie zjeść tym bardziej. Boże, ja nie dam rady, kiedy ja ostatni raz coś zjadłam.
-Co powiecie na jajecznicę?-spytał Luke, może będę udawać, że jestem uczulona na jajka, nie to głupi pomysł chyba najgłupszy jaki wymyśliłam. Kiwnęłam głową z sztucznym uśmiechem.
W szybkim tempie postawił przed nami jajecznicę, nałożyłam sobie trochę na widelec i włożyłam do ust, dziwnie się poczułam, jakbym jadła pierwszy raz w życiu, nie smakowało mi miałam ogromną ochotę zwymiotować, jakbym jadła coś najohydniejszego na świecie, pomyślałam, że może jajko było zgniłe czy coś, ale moja podświadomość już mi mówiła, że jajko nie mogło takie być. Gdy połknęłam już miałam odruchy wymiotne, po prostu nie lubię jeść, obrzydza mnie to. Jadłam kolejne widelce z tą samą trudnością i obrzydzeniem. Gdy mój talerz był już pusty, odniosłam go do zmywarki.

Poszłam do pokoju i zauważyłam, że Ashton patrzy czy nie idę przypadkiem do łazienki, ale nie tym razem. Tak strasznie bolał mnie brzuch jakbym zjadła za dużo, odczuwałam ogromną potrzebę zwymiotowania prosto do kibla, było mi strasznie gorąco, jakbym była chora, nie mogłam rzygać nie teraz gdy już wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie nie nie. Walczyłam z swoimi myślami już długo, a mój stan się nie polepszał. Gdy napiłam się szklanki wody stojącej na półce przy łóżku, pogorszyło się. Było cicho pomyślałam, że może pójdę do łazienki, na chwilkę, nikt nie zauważy. Wydaje mi się, że po prostu bałam się przytyć.
Zamknęłam drzwi na klucz usiadłam na zimnych kafelkach i pomyślałam co ja tak właściwie robię, niszczę sobie życie, parę razy byłam bliska śmierci, przegrywam, przegrywam swoje życie z każdą minutą coraz bardziej się staczam. Nie zrobię tego, ale muszę. Stanęłam i zrobiłam to, poczułam ogromną ulgę. Umyłam szybko zęby i twarz spłukałam wodę w toalecie i wybiegłam jak najszybciej z łazienki. Źle się z tym czułam, ale musiałam to zrobić, musiałam.

-------------------------

PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZA i jeszcze raz PRZEPRASZAM !
Postaram się dodawać systematycznie co tydzień dwa max trzy. Mam nadzieję, że się rozdział podoba.
Pisany na szybko po wczoraj o 21. Ale dodany dziś. :))))

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 8

Przestraszył mnie jej ton, był poważny a zarazem zdenerwowany. Popatrzyła na mnie a łza wyleciała z jej oka, bałam się co chciała nam przekazać, wyglądała na przerażoną, tak jak ja chłopacy byli trochę podenerwowani, nie dziwie się im.
-chodzi o to, że-zaczęła cicho- mam.. wykryli u mnie raka-powiedziała, nie płakałam, może to głupie ale nie znałam jej na tyle by płakać, przez to czego się dowiedziałam. Nie wiem czemu ale zawsze miałam wrażenie że przez mnie umierają ludzie, każdy człowiek, który wchodził do mojego życia, umierał. Śmieszne, co? Śmieszne, ale prawda też może być śmieszna. Popatrzyłam w okno, myśląc co teraz będzie, zostaliśmy sami, sami skłóceni. W takich chwilach powinniśmy się wspierać, tak mi się wydaje. Wiedziałam, że nie pozostało mi nic innego prócz, wspierania Harry'ego, który jestem pewna, że mocno to przeżywa. Do sali weszła pielęgniarka
-musicie wyjść-rzekła poprawiając jej poduszkę, usłyszałam specyficzny odgłos i byłam pewna, jej stan się pogorszył. Zamknęli za nami drzwi, paru lekarzy weszło do środka.
-Idźcie już, Lili na pewno jest śpiąca-stwierdził Harry, złapałam go za rękę, a oni już wiedzieli o co chodzi, chciałam zostać z nim, sami też zostali.

 ~
Perspektywa Ashton'a
  Lili zasnęła na kolanach Luke'a, słodko razem wyglądali. Nie potrafiłem jej zrozumieć, jak to możliwe że chciała się zabić, było mi jej tak szkoda, ale nie potrafiłem się z nią pogodzić, to byłoby za proste. Wiele razy ukazywało się to, że miała słaby charakter, nie potrafiła nie przepłakać całej godziny po tym jak ktoś wyzywał ją od najgorszych. Nigdy nie miała jakiś strasznych problemów z koleżankami ale nigdy też nie miała ich sporo, zawsze znalazł się ktoś kto chciał ją zniszczyć. Naprawdę się zmieniła od kąt wyjechaliśmy, męczyło mnie poczucie winy za to że ją zostawiliśmy. Taka mała, a ma tyle problemów. Zawsze starałem się być na każde jej zawołanie, chciałem ją wspierać w każdy możliwy sposób, to Luke zawsze jej dokuczał, ale jednego mu zazdrościłem rozumiał ją jak nikt inny. Potrafił z nią płakać, z nią gadać, potrafił po prostu z nią być, był bardziej uczuciowy niż ja. Nawet z wyglądu przypominał ją, byli bardzo podobni. Czasem mam ochotę nawrzeszczeć na nią, za ten jej spokój, ona chyba nie jest świadoma tego, że zachowuje się tak jak miała by ochotę się zabić, skończyć to raz a dobrze. Jest samolubna, dlaczego? Dlatego, że jakby się zabiła, to myśmy by cierpieli najbardziej. Co się dziwić ta cała nowa sytuacja musiała ją wykańczać, taka mała a tyle przeszła. Gdybym tylko wcześniej wiedział z iloma trudnościami musi się zmagać to bym coś wymyślił, łatwo się mówi ale przynajmniej starałbym się jej pomóc za wszelką cenę, jest moją siostrą. Popatrzyłem na nią ostatni raz i wszystkie wspomnienia powróciły.

-Nigdy mnie nie opuścicie?-zapytała się mała blondynka o wielkich niebieskich oczach, były jak mały kawałek nieba przeciągający wiele uwagi, której małej kopi Luke'a nie brakowało.
-Nie nigdy cię nie opuścimy-odparłem penie a Luke mi przytaknął kiwając głową. Byliśmy pewni, że jej nie zostawimy.
-Na pewno?-upewniła się jak zwykle nie pewna
-Na pewno-obiecał Luke biorąc ja na ręce.

Przecież obiecałeś ciągle słyszałem jej dziecięcy głosik. Im głębiej się nad tym zastanawiałem tym byłem pewniejszy, że ona ma problem, a nie ja, że to ona jest chora, że to jej trzeba pomóc. To ona ma problemy. Bliskim trzeba pomagać. Teraz byłem pewien, że byłem okropnym bratem za wszelką cenę będę się starał jej pomóc-obiecałem sobie. Tym razem dotrzymam słowa.
 Obiecał.

---

Sorry że tak późno, dzięki że przeczytałeś\aś :)


wtorek, 1 kwietnia 2014

Dziękuję!

Dziękuję, dzięki wam dobiliśmy do tysiaka jesteście świetni, nigdy nie myślałam ze dobijemy do aż tylu. Wielkie dzięki każdej osobie, która przeczytała, skomentowała lub po prostu weszła. To dzięki WAM! DZIĘUJĘ!

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7

      
  "Cierpię choć jestem, żyję choć mnie nie ma"


Każdego dnia któryś z chłopaków, siedział przy mnie czekając aż zjem, to co miałam. Ciężko było, chodzili przygaszeni. Nikt mnie nie rozumiał, nikt nawet nie próbował mnie zrozumieć. Rany na moich nadgarstkach powoli się goiły i choć cały czas miałam ochotę to zrobić, to nie robiłam, przy każdym momencie, albo ktoś mnie przyłapał, albo z nie wiadomych przyczyn nie byłam w stanie. Zeszłam na dół, nie wiedziałam która godzina, byłam całkowicie odcięta od wszystkiego. Nie zauważyli nawet, gdy weszłam do salonu, byli zbyt zmęczeni, zbyt smutni. Martwili się o mnie? Nie nikt nigdy się o mnie nie martwił. Luke siedział skulony na podłodze, myślami będąc w całkiem innymi świecie niż ja byłam w tej chwili, wyglądał okropnie, wory pod oczami, nie spał, nigdy nie spał, kiedy się o kogoś martwił.Ashton siedział na kanapie wgapiając się w biały sufit, gdy napotkał mój wzrok, wstał obrzucając mnie pustym wzrokiem. Gdy zniknął z mojego pola widoku, usłyszałam trzy mocne uderzenia, grał. Harry siedział na parapecie patrząc na opadające krople deszczu, które mocno uderzały w szybę. Cały czas stałam w jednym miejscu, nikt nawet nie odważył się odezwać, cisz towarzyszyła nam do końca mojego pobytu w tym pokoju. Wyszłam ze łzami w oczach. Czy oni nie powinni mi pomóc, pogadać? Czy to już egoizm, chyba tak. Trzasnęłam mocno drzwiami, informując wszystkich, że jestem w środku. Wskoczyłam na parapet, uspokajałam się, myśląc o tym co będzie dalej, czy to już koniec? Śmierć taty, była ciężkim okresem, do tego dorzucić wszystkie mało pozytywne zdarzenia, było ciężko.
Do pokoju weszła Mo, przywitała mnie smutnym wzrokiem. Usiadła obok mnie. Nie zerknęłam na nią nawet na chwilę, nie miałam takiej potrzeby, by z kimś rozmawiać.
-Cześć-rzuciła cicho, łapiąc krótki kontakt ze mną, nie odpowiedziałam, nie chciałam. Cały czas obserwowałam spadające krople, tak było zawsze omijałam rozmowy z nią szerokim łukiem, nie byłam wstanie prowadzić z kimś rozmowy. Odeszła żegnając mnie krótkim spojrzeniem, było ono puste z nutką smutku. Delikatnie zamknęła drzwi. Siedziałam patrząc na bawiące się dzieci, które były szczęśliwe, kiedyś wszystko było prostsze, kiedyś wszystko miało sens. Ale przecież cichy krzyk musi być słyszalny za nim ucichnie. Zawsze gdy się cięłam sprawiało mi to przyjemność, tak jakbym jadła czekoladę, sięgam po nią bo mi smakuje, ból sprawia radość, ale tak jak z czekoladą gdy zjesz za dużo mdli cię. Jestem naprawdę dziwna, śmieszy mnie moje cierpienie, to przecież zabawne, że istnieją tacy idioci jak ja, jestem nikim, nikim ważnym. Każdego dnia mam ochotę przeciąć żyłę wzdłuż, zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Śmierć nie powoduje u mnie strachu, jest czymś zwyczajnym, co może zdarzyć się w każdej chwili, każdym momencie, teraz, jutro za rok, zawsze. Siedziałam myśląc o wszystkich zdarzeniach tego dnia, tygodnia. Wiele osób cierpi wiele ludzi potrzebuję pomocy, ale ja jestem z tych osób którzy zawsze wyolbrzymiają swoje problemy, zawsze liczyłam się tylko ja nikt inny. A może to strach spowodował to, że boję się popełnić samobójstwo, chociaż nie bo ludzie słabi to robią. Mogę szczerze przyznać że życie nie sprawia mi przyjemności nie jest szczęściem, to ciekawe co ludzi chorzy myślą o tym co teraz czuję, przecież oni cierpią, cały czas sama sobie zaprzeczam. Zawsze czułam się niechciana, gorsza, inna. Drzwi otworzyły się a w nich stanął Harry popatrzył na mnie ponuro a ja mogłam dostrzec łzy w jego szmaragdowych oczach co wywołało u mnie ciarki , nie lubię płaczących ludzi
-Mama miała wypadek-powiedział drżącym głosem popatrzyłam na niego bez wyrazu jakby mnie to nie ruszało, ale tak naprawdę wewnętrznie krzyczałam. Mimo wszystko kochałam ja choć nigdy jej nie znałam wydawała mi się bliska, bardzo bliska, jakbym znała ją od zawsze.
-Jak to?-pytam cicho a on podchodzi do mnie, zrobił coś czego bym się nie spodziewała przytulił mnie. Szkoda, że tylko on. Mimo pozorów był z naszej czwórki najbardziej uczuciowy, głaskał moje plecy a ja nie poczułam nawet gdy jego bluzka zrobiła się mokra od moich łez. Bujaliśmy się tak chwilę, gdy się od niego od kleiłam popatrzył na mnie i kazał mi się przebrać zrobiłam jak zechciał, zeszłam na dół gdzie byli już wszyscy. Niall złapał mnie za rękę i przytulił, dość dobrze się z nim dogadywałam. Luke zerknął na mnie smutno a zaraz potem schował swój wzrok pod masą ponurej osłony. Cierpiał, tak samo jak ja. Ashton udawał, że mnie nie widzi, jakby mnie nie było.
Wyszliśmy z domu, dowiedziałam się od Niall'a że chłopaki odstawili trasę na potem, tłumacząc się, że ciocia zachorowała. W ciszy jechaliśmy jak zauważyłam w stronę szpitala, martwiłam się o nią, nawet bardzo przecież to moja mama. W momencie gdy podróż dobiegła końca wyszliśmy z auta, dowiedzieliśmy się że mama zajęła pokój numer 35 tam też się skierowaliśmy. Weszłam do pokoju z Harry'm Luke'iem i Ash'em, bo tylko nas wpuścili, białe ściany mroziły krew w moich żyłach, nienawidziłam tego widoku według mnie ludzie męczyli się w takim klimacie. Mama wyglądała jak śmierć całą blada, oczy zaczerwienione, delikatnie podkrążone, usta popękane odzwierciedlały jej stan. Poklepała siedzenia na przeciw jej łóżku, usiedliśmy tam
-Muszę wam coś powiedzieć-poinformowała nas poważnym tonem
**
Jak podoba się rozdział?

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 6


   Tydzień później

Pogrzeb nie należał do najmilszych rzeczy każdy z nas płakał, bez wyjątków, ale co się dziwić straciliśmy jedną z najważniejszych osób w życiu. To tata zawsze był przy mnie to z tatą byłam szczęśliwa, dobro szybko odchodzi jak i przychodzi. Harry zamieszkał w domku z chłopakami obok nas, nie cieszyłam się tym za bardzo a chłopaki wręcz przeciwnie. Siedziałam sama w dom, bo bracia poszli po wynik badań, trochę się stresuję bo jednak mogą zainteresować się moją waga, która znacznie spadła, co ja gadam spada cały czas, śmieszna sprawa mimo że wiem ze mam problem to nie daję sobie pomóc, czy tylko mnie to bawi? Ubrana w różową pidżamę ruszyłam schodami w dół do łazienki, stanęłam na przeciw lustra, patrzyłam na siebie z obrzydzeniem, jestem okropna, zawsze czułam się gorsza od innych, jestem brzydką, wstrętną, samolubną osobą. Każdy gdyby mnie znał by to stwierdził. Brzydzę się sobą, podeszłam do toalety nachylając się nad nią, zwymiotowałam zostawiając pustkę w swoim ciele, nie czułam głodu nie potrafiłam czerpać z tego żadnej przyjemności. Wytarłam twarz mocząc ją zimną wodą, umyła zęby i przebrałam się w cichy leżące w białym koszu. Gotowa pognałam w stronę mojego pokoju. Przeglądnęłam wszystkie strony internetowe, których byłam członkiem. Mój telefon zabrzmiał a ja go odebrałam
-Tak?-pytam dość głośno z zadowoleniem w głosie
-To ja Pit-mówi nowo poznany chłopak w parku-idziesz dziś gdzieś?-dodał pytając mnie
-Nie, a co?-pytam tym razem ja go z uśmiechem
-Nic, pomyślałem ze moglibyśmy się spotkać w parku tym nie daleko twojego domu-mówi
-Spoko, oczywiście żebym z tobą poszła-mówię z uśmiechem-O której?-pytam
-o 11.10, ok?-pyta podając godzinę spotkania
-Tak, to do zobaczenia-żegnam się z nim szybko ubierając na siebie sweter który ukrył by cięcia
zeszłam na dół gdzie był Mike i Mo, wyminęłam ich i ubrałam buty
-Wychodzę, wracam za dwie godziny-informuję ich a Mike macha na mnie ręką dalej kłócąc się z Mo, szybko idę w stronę zielonego parku. Siadam na ławce na której pierwszy raz spotkałam Pitera
gdy ujrzałam go idącego w moją stronę pomachałam mu mocno ręką uśmiechając się
-Cześć, czemu nie dawałaś znać?-pyta odwzajemniając mój szczery uśmiech
-Czekałam aż ty to zrobisz-śmieję się przez smutek co on zauważa, przytulił mnie ciepło się uśmiechając. Rozmawialiśmy dość długo śmiejąc, był dość miłą osobą
Gdy dobiła już godzina mojego powrotu, odeszłam żegnając się z nim

     "Radzę ci wracać, podobno badania źle poszły i coś się stało, są zdenerwowani"

Wiadomość od Mike'a obijała się w mojej głowie, brzuch mnie rozbolał od stresu, szybko pobiegłam w stronę domu, stresowałam się. Weszłam do domu i usiadłam na krześle
-Co jest?-pytam jak gdyby nigdy nic
-Co jest?! Czy ty jesteś normalna, jak mogłaś czemu nam nie mówiłaś, nic nie jesz!? Wiemy wszystko! Tylko nie myśl ze będzie tak jak zawsze, przesadziłaś!-darł się Ash, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy
-Spokojnie-uspokajał go Luke, który też nie wyglądał na zadowolonego
-Co robimy?-pyta Harry ze smutkiem w głosie
-A co mamy robić? Szykuj się za półgodziny obiad-mówi ponuro Luke

       
Gra cierpiacych - Luke Hemmings Fan Fiction

                        ZAPRASZAM!

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 5

Obudziłam się na kanapie z delikatnym bólem głowy, co jest? Podniosłam wzrok zauważając obserwujących mnie chłopaków, bez Mo. -Co się stało?-spytałam podnosząc się na łokciach.
Powiedzieli, że zemdlałam, chwilę jeszcze ich wypytywałam co się stało
-Ile "spałam"?-spytałam robiąc cudzysłów w powietrzu
-15 minut, dlatego nie braliśmy cię do szpitala to byłoby bez sensu- odparł pewnie Luke a Ash co było dziwne, wyprosił wszystkich z pokoju chcąc porozmawiać ze mną i Luke'iem, usiadł obok
mnie a ja podkuliłam nogi pod brodę, zerknęłam na nadgarstek zauważając że nie ma na nich bandaża, podniosłam wzrok napotykając tęczówki brata o tym samym kolorze co moje chyba już się domyślił że patrzyłam na nadgarstek, cholera!
-Czemu myślałem,że mamy to już za sobą - szepnął a Ash potaknął głową
-To trudne..-zaczęłam a Ash złapał delikatnie za mój nadgarstek ponaglając mnie, jego twarz nie wyrażała absolutnie nic prócz smutku, jestem do dupy-Nie wiem co mam wam powiedzieć oczekujecie ode mnie,że mam przestać, ale co wy możecie o tym wiedzieć- odparłam patrząc to na jednego to na drugiego, ta rozmowa będzie ciężka, bardzo ciężka
-Ale, to cię zabija-warknął Luke patrząc na mnie pustym wzrokiem
-I? To wszystko jest do dupy, całe życie poco ja komu jestem nikt mnie nie chce, kto wie może to wszystko moja wina, że tata umarł może chciał uciec...-zaczęłam lecz nie dane było mi skończyć
-Przestań!-krzyknął zdenerwowany Ashton patrząc na okno, unikając mojego wzroku
-Co mam przestać? Żyć?-pytałam brnąc w to dalej, ciekawe co mi powiedzą
-Czy ty jesteś normalna?! Masz dla kogo żyć! Zrobiłaś się okropna, zawsze wszystko wyolbrzymiasz! Czasem jesteś jak zwykły bachor!- krzyczał Luke patrząc to na mnie to na brata
-Nie mam! A ty uważaj czasem abyś nie powiedział o parę słów za dużo!-krzyknęłam ze łzami w oczach wyszarpałam się z ręki Luke'a biegnąc do siebie. Rzuciłam się na łóżko zakrywając twarz podużką.

~Oczami Harry'ego~

Obudziłem się w swoim starym pokoju, te same ściany te same łóżko, uwielbiam go, trochę się stresowałem tym całym spotkaniem na pogrzebie bo w końcu już dziś, 10h. Noe wyspałem się za dużo o tym myślałem, to mnie wykończy. Szłem przez schody po czym usiadłem na parapecie. Nikt nie chciał mi powiedzieć kim oni są co się stało, zawsze zakańczali rozmowę, nawet Gemma co było dziwne bo zazwyczaj rozgadana, mama podeszła do mnie stawiając przedemną, kawę z jajecznicą Zjadłem, poczym poszłem na górę do pokoju, ubrałem na siebie garnitur i poszłem umyć zęby,
spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, zeszłem na dół spotykając ojczyma mamę i siostrę,wysiliłem się na sztuczny uśmiech i weszłem do auta, włorzyłem słuchawki. Cała ta sytuacja mnie wykańcza, nikt nic mi nie mówi, nic nie wiem, zawsze chciałem mieć młodszą siostrę a po głosie poznałem że była mała, ciekawe jaka jest. Zawsze interesowało mnie czemu Gemma ma nazwisko po ojczymie mama też a ja po mamie,  chwilę później zaczełem czytać leżącą gazetę obok mnie przy torbie 

" Harry Styles brat Irwin'ów?!"

Skąd oni o tym wiedzą Irwin coś mi mówi to nazwisko, tylko co z tymi przemyśleniami zasnęłem

*
Wyszliśmy z auta podchodząc do wielkiego domu, zapukałem dwa razy w drzwi chwilę później drzwi otworzył mi blondyn, kojarzyłem go z jakiegoś zespołu, tylko jakiego, weszliśmy do środka
gdzie siedziała jak mniemam Lili wyglądała przesłodko była strasznie podobna do Luke'a, wtulona była w Ashton'a, skad ja wie jak oni się nazywają. Usiedliśmy na przeciwko nich. Moja mama niespodziewanie podniosła się tuląc do siebie Lili czym spowodowała strach w jej oczach
-Może mnie pani zostawić?-spytała najdelikatniej jak mogła, była przerażona 
-Moglibyście mówić do mnie mamo?-spytała Ann patrząc na nich
-wolelibyśmy mówić pani-odparł Luke, ale co się dziwić gdybym był na ich miejscu też bym tak zrobił, nic mi nie mówiła a teraz tak wybuchła, żal mi ich, słodka jest ta mała, ma dołeczki, jak ja
--Hej jestem Harry a ty?-spytałam się jej na co ona się wzdrygnęła popatrzyła na mnie delikatnie się uśmiechając- Lili- mruknęła delikatnie drżąc powtórzyłem tak z każdym a rodzice przywitali się po mnie.-O już 15.52 lepiej idźmy-powiedział jak zwykle nie zadowolony ojczym
-Chodźmy-powtórzyłem po czym wyszliśmy z domu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że tyle nie dodawałam ale nie miałam czasu dziękuje za 634  wyświetlenia
jesteście niesamowici :D ozdrawiam cieplutko i do następnego dziękuję za karzdy
komentarz papa :)

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 4


    -Lilo, wstawaj!- warczała Mo, próbując mnie wybudzić z tak pięknego snu, ugh!
-No, chwilka- mruknęłam zaspanym ochrypłym głosem obracając się na drugi bok i spałam dalej
-Jesteś stanowczo za leniwa, Lili- zwróciła mi uwagę, przyjaciółka, wyrywając mi kołdrę z rąk w wyniku czego spadłam na ziemie, leniwie wstałam z podłogi i zerknęłam na nią, która śmiała się jak świnia- Już wstałam cieszysz się!- warknęłam, zawsze jak ktoś mnie budzi jestem zmierzła
-TAK!-krzyknęła i zaśmiała się jeszcze głośniej jak mniemam z mojej zdenerwowanej miny, przynajmniej taką chciałam przybrać, chyba mi nie wyszło, słysząc wołanie chłopaków zeszłyśmy na dół, szybko usiadłam na kanapę bo było jedno wolne miejsce, które ja zajęłam nie pozwalając Mo usiąść, uśmiechnęłam się do niej wrednie, i spytałam co się stało bo przepraszam bardzo, ale nikt nie budzi nikogo o 5.00 h.
- Chodzi o to, że ciocia dzwoniła i powiedział, że wolne miejsce na pogrzeb jest tylko jutro lub za trzy tygodnie a jako, ze wolimy mieć to już za sobą wybraliśmy jutro- odparł Ash, kiwnęłam głową
-A o której?-spytałam, ja tam bym wolała by pogrzeb był za trzy tygodnie ale ja to ja wolę odkładać wszystko na później.- A Harry wie?-dodałam ciekawa tego co mi odpowiedzą.
-Tak wie a pogrzeb będzie równo o 16.00 i jeszcze będzie jego ojczym mama i Gemma. Sąd zgodził się na to iż zamieszkasz z nami bo tata podobno napisał w testamencie o tym, zgodził się jak spotkamy się z nimi to sprawdzimy czy serio jesteśmy rodzeństwem umówiłem już nas na spotkanie rodzinne- powiedział Luke dość formalnym tonem, pokiwałam głową i poszłam przebrać się w cos innego niż pidżama. Gotowa zeszłam i przysłuchiwałam się rozmowie chłopaków jeśli dobrze zrozumiałam to chodziło o to kiedy jadą w trasę i czy biorą nas ze sobą, w sumie ja i mój leń wolimy zostać w domu. Podeszłam do siedzącej Mo i zauważyłam, że gdy zajęłam miejsce obok niej to przysunęła w moją stronę kanapki, popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem
-Co? Jedz-rozkazała wiedząc o co mi chodzi, co? Nie będę tego jadła, pomyślałam
-Przecież i tak potem zwymiotuję- odparłam pewnym głosem, wiedziałam, ze tak będzie , zawsze jest
-Już ja o to zadbam, żeby tak nie było, jedz-powtórzyła i chciała zacząć mnie karmić, ale nie pozwoliłam jej na to sama zaczęłam jeść, co raczej nie można było tego tak nazwać, nie czułam smaku. Dla kogoś było by to coś dające siłę radość , dla mnie to po prostu coś nie potrzebnego, coś co nie daje mi kompletnie nic, ani przyjemności ani satysfakcji nic po prostu jest. Wolałabym być chora niż gruba, ta dla niektórych do dziwne dla mnie normalne. Zjadłam całe dwie kanapki i poczułam się okropnie, jak mogłam to zrobić, Mo odeszła na chwilę powiedziała chłopką, że na spacer szczerze nie wierzyłam jej, mówiła mi, że jak żyletki trzyma zawsze w kieszeni torebki i jak chodzi na spacery to zamyka się w jakimś kiblu w sklepie i tnie się, to nawet dobry patent, ale puki co ja nie muszę się chować bo chłopaki myślą, ze już tego nie robię bo w sumie już od jakiegoś czasu nie tknęłam żyletek, ale dobre czasy tak szybko jak przychodzą tak też odchodzą. Weszłam do łazienki którą dzieliłam z Mo. Tak jak myślałam żyletki leżały w szafeczce obok lustra, było ich pełno wzięłam jedną z nich, oparłam się o wannę. Trzymając w ręce szare ostrze nacinałam małe kreski na drobnym nadgarstku, popatrzyłam na siebie w lustrze a mała łza spłynęła po moim ciepłym policzku, nienawidziłam siebie całego mojego ciała, byłam grubą wstrętną świnią przynajmniej za taka się oceniałam, podwinęłam bluzkę i nacięłam delikatnie swój gruby brzuch, krew lała się po całej bluzce i nadgarstku, więcej łez spłynęło po mym policzku. Niespodziewanie drzwi otworzyły się a w nich stanął Mike, podszedł do mnie i agresywnie wyciągnął żyletkę z mojej ręki zaczął tamować krew z ran i obwinął je bandażem, za każdym razem gdy chciałam się odezwać on nie pozwolił mi otworzyć nawet ust uciszając mnie przy tym. Posadził mnie na toalecie i popatrzył na mnie smutno -Czemu to robisz?-spytał pozwalając mi się odezwać, trzymał moją rękę w swojej
-To trudne..-zaczęłam a on kiwnął głową ponaglając mnie więcej łez spłynęło po policzku a on je szybko wycierał ściskając mocniej moją dłoń- Tnę się mam po prostu wiele problemów chłopaki wiedzą ale myślą, ze już tego nie robię więc błagam cię nie mów im o tym, nie chcę ich martwić-powiedziałam delikatnie drżącym głosem on kiwnął zgadzając się z moja perspektywą, zeszliśmy do swoich pokojów podwinęłam rękawy i zaczęłam płakać, po prostu płakać, przez to wszystko poszłam na spacer nikomu nic nie mówiąc dochodziła 15.00h a ja wciąż szwendałam się po parku, do którego często przychodziłam z tatą i z chłopakami jak byliśmy młodsi, usiadłam na ławce, podszedł do mnie jakiś brunet siadając obok mnie, patrzył na mnie, a ja wytarłam w ciąż spływające łzy
-jak masz na imię?-spytał mnie nieznajomy uśmiechając się do mnie szczerze
-Lili a ty?-spytałam odwzajemniając jego uśmiech, mój niestety był mniej szczery
-Piter a ty jesteś smutna, co jest?-spytał Pit a ja kiwnęłam przecząco głową on chyba zrozumiał co jest bo zaczęliśmy rozmawiać o czymś innym nagle mój telefon zawibrował a ja przeczytałam wiadomość od Luke'a, cholera!

"Gdzie ty jesteś?!"

"W Londynie"

"Ha ha wracaj"

Tak jak napisał tak zamierzałam zrobić wymieniłam się numerami z nowo poznanym chłopakiem i poszłam do domu, weszłam spotykając zdenerwowane wzroki chłopaków, chciałam się jakoś wytłumaczyć ale uprzedził mnie Mike mówiąc, że on wiedział gdzie idę, podziękowałam mu a on tylko się uśmiechnął, jest ominęłam karę. Usiedliśmy na kanapie a Mo powiedziała, ze musi mi coś pokazać, podała mi zwój telefon a ja ujrzałam mrożącą krew w żyłach wiadomość

"To co skarbie powtórka z rozrywki? Serio myślałaś, że mi uciekniesz?
                                                                                    Tatuś "

-Mówiłaś bratu?-spytałam a ona kiwnęła to było serio przerażające że musiał coś takiego przechodzić, co za człowiek, masakra, mój telefon ponownie zawibrował, ukazując wiadomość od

"Co tam Liluś?
              Pit xx"

"Spoko, Pit
               Lilo"

Naglę w lesie coś się ruszyło a ja zaczęłam przypatrywać się osobie, naglę pokazałam go Mo a ona odparła przerażona, że to jej ojciec, chwilę później jedyne co mogłam ujrzeć to ciemność
-Lili?- obok mnie pojawili się bracia i Mo, później straciłam przytomność.