niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7

      
  "Cierpię choć jestem, żyję choć mnie nie ma"


Każdego dnia któryś z chłopaków, siedział przy mnie czekając aż zjem, to co miałam. Ciężko było, chodzili przygaszeni. Nikt mnie nie rozumiał, nikt nawet nie próbował mnie zrozumieć. Rany na moich nadgarstkach powoli się goiły i choć cały czas miałam ochotę to zrobić, to nie robiłam, przy każdym momencie, albo ktoś mnie przyłapał, albo z nie wiadomych przyczyn nie byłam w stanie. Zeszłam na dół, nie wiedziałam która godzina, byłam całkowicie odcięta od wszystkiego. Nie zauważyli nawet, gdy weszłam do salonu, byli zbyt zmęczeni, zbyt smutni. Martwili się o mnie? Nie nikt nigdy się o mnie nie martwił. Luke siedział skulony na podłodze, myślami będąc w całkiem innymi świecie niż ja byłam w tej chwili, wyglądał okropnie, wory pod oczami, nie spał, nigdy nie spał, kiedy się o kogoś martwił.Ashton siedział na kanapie wgapiając się w biały sufit, gdy napotkał mój wzrok, wstał obrzucając mnie pustym wzrokiem. Gdy zniknął z mojego pola widoku, usłyszałam trzy mocne uderzenia, grał. Harry siedział na parapecie patrząc na opadające krople deszczu, które mocno uderzały w szybę. Cały czas stałam w jednym miejscu, nikt nawet nie odważył się odezwać, cisz towarzyszyła nam do końca mojego pobytu w tym pokoju. Wyszłam ze łzami w oczach. Czy oni nie powinni mi pomóc, pogadać? Czy to już egoizm, chyba tak. Trzasnęłam mocno drzwiami, informując wszystkich, że jestem w środku. Wskoczyłam na parapet, uspokajałam się, myśląc o tym co będzie dalej, czy to już koniec? Śmierć taty, była ciężkim okresem, do tego dorzucić wszystkie mało pozytywne zdarzenia, było ciężko.
Do pokoju weszła Mo, przywitała mnie smutnym wzrokiem. Usiadła obok mnie. Nie zerknęłam na nią nawet na chwilę, nie miałam takiej potrzeby, by z kimś rozmawiać.
-Cześć-rzuciła cicho, łapiąc krótki kontakt ze mną, nie odpowiedziałam, nie chciałam. Cały czas obserwowałam spadające krople, tak było zawsze omijałam rozmowy z nią szerokim łukiem, nie byłam wstanie prowadzić z kimś rozmowy. Odeszła żegnając mnie krótkim spojrzeniem, było ono puste z nutką smutku. Delikatnie zamknęła drzwi. Siedziałam patrząc na bawiące się dzieci, które były szczęśliwe, kiedyś wszystko było prostsze, kiedyś wszystko miało sens. Ale przecież cichy krzyk musi być słyszalny za nim ucichnie. Zawsze gdy się cięłam sprawiało mi to przyjemność, tak jakbym jadła czekoladę, sięgam po nią bo mi smakuje, ból sprawia radość, ale tak jak z czekoladą gdy zjesz za dużo mdli cię. Jestem naprawdę dziwna, śmieszy mnie moje cierpienie, to przecież zabawne, że istnieją tacy idioci jak ja, jestem nikim, nikim ważnym. Każdego dnia mam ochotę przeciąć żyłę wzdłuż, zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Śmierć nie powoduje u mnie strachu, jest czymś zwyczajnym, co może zdarzyć się w każdej chwili, każdym momencie, teraz, jutro za rok, zawsze. Siedziałam myśląc o wszystkich zdarzeniach tego dnia, tygodnia. Wiele osób cierpi wiele ludzi potrzebuję pomocy, ale ja jestem z tych osób którzy zawsze wyolbrzymiają swoje problemy, zawsze liczyłam się tylko ja nikt inny. A może to strach spowodował to, że boję się popełnić samobójstwo, chociaż nie bo ludzie słabi to robią. Mogę szczerze przyznać że życie nie sprawia mi przyjemności nie jest szczęściem, to ciekawe co ludzi chorzy myślą o tym co teraz czuję, przecież oni cierpią, cały czas sama sobie zaprzeczam. Zawsze czułam się niechciana, gorsza, inna. Drzwi otworzyły się a w nich stanął Harry popatrzył na mnie ponuro a ja mogłam dostrzec łzy w jego szmaragdowych oczach co wywołało u mnie ciarki , nie lubię płaczących ludzi
-Mama miała wypadek-powiedział drżącym głosem popatrzyłam na niego bez wyrazu jakby mnie to nie ruszało, ale tak naprawdę wewnętrznie krzyczałam. Mimo wszystko kochałam ja choć nigdy jej nie znałam wydawała mi się bliska, bardzo bliska, jakbym znała ją od zawsze.
-Jak to?-pytam cicho a on podchodzi do mnie, zrobił coś czego bym się nie spodziewała przytulił mnie. Szkoda, że tylko on. Mimo pozorów był z naszej czwórki najbardziej uczuciowy, głaskał moje plecy a ja nie poczułam nawet gdy jego bluzka zrobiła się mokra od moich łez. Bujaliśmy się tak chwilę, gdy się od niego od kleiłam popatrzył na mnie i kazał mi się przebrać zrobiłam jak zechciał, zeszłam na dół gdzie byli już wszyscy. Niall złapał mnie za rękę i przytulił, dość dobrze się z nim dogadywałam. Luke zerknął na mnie smutno a zaraz potem schował swój wzrok pod masą ponurej osłony. Cierpiał, tak samo jak ja. Ashton udawał, że mnie nie widzi, jakby mnie nie było.
Wyszliśmy z domu, dowiedziałam się od Niall'a że chłopaki odstawili trasę na potem, tłumacząc się, że ciocia zachorowała. W ciszy jechaliśmy jak zauważyłam w stronę szpitala, martwiłam się o nią, nawet bardzo przecież to moja mama. W momencie gdy podróż dobiegła końca wyszliśmy z auta, dowiedzieliśmy się że mama zajęła pokój numer 35 tam też się skierowaliśmy. Weszłam do pokoju z Harry'm Luke'iem i Ash'em, bo tylko nas wpuścili, białe ściany mroziły krew w moich żyłach, nienawidziłam tego widoku według mnie ludzie męczyli się w takim klimacie. Mama wyglądała jak śmierć całą blada, oczy zaczerwienione, delikatnie podkrążone, usta popękane odzwierciedlały jej stan. Poklepała siedzenia na przeciw jej łóżku, usiedliśmy tam
-Muszę wam coś powiedzieć-poinformowała nas poważnym tonem
**
Jak podoba się rozdział?

8 komentarzy:

  1. Jest świetny oczy zaszły mi łzami :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, genialny serio MASZ TALENT! Poryczałam się wiec moja siostra miała z mnie polewkę XD SMUTAM :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero czytnęłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział, serio poryczałam się jak mi jej szkoda XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezły rozdział, dość za szybka akcja i mało opisów ale to jeszcze sobie wyrobisz c'nie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Smotaśnie, a teraz gadaj kiedy się pogodzą XD

    OdpowiedzUsuń